Makijaż: Blending!, My Friend

Witajcie

Ostatnimi czasy wręcz lubuję się w naprawdę mocno roztartych makijażach. Nie skupiam się aż tak bardzo, żeby upakować jak największą ilość kolor na powiece, a 80% czasu mojego makijażu oka zajmuje BLENDING! 

W sumie od samych początków mojej przygody z makijażem raczej bardziej po drodze mi było z smokey eyes aniżeli z graficzną kreską.

Przez lata trenowałam i pogłębiałam techniki rozcierania cieni – tylko ćwicząc można się tego nauczyć, nikt nie potrafi tego za pstryknięciem palcami, wierzcie mi! Trening czyni mistrza, koniec kropka!

Jeszcze całkiem niedawno skupiałam się bardziej na upakowaniu jak największej liczy odcieni na powiece. Ostatnimi miesiącami jednak wolę zrezygnować z 2-3 kolorów a skupić się na rozblendowaniu całości.

Według mnie dobrze rozblendowany makijaż oka maksymalnie je powiększa i otwiera. Wtedy nawet małe powierzchniowo oko można pięknie podkreślić.

Parę prostych trików:

♥ używajmy kilku cieni transferowych – mimo, że same w sobie w całościowym makijażu nie są „widoczne” to ogromnie ułatwiają proces rozcierania,

♥ cielisty mat – idealnie rozciera granice każdego cienia, tworząc miękkie granice,

♥ nie bójmy się pójść z cieniem wyżej czy niżej – nie ograniczajmy się wyłącznie wyznacznikiem naszego naturalnego załamania powieki, cień wyciągnięty odpowiednio wyżej powiększy oko, także dolna powieka podkreślona nieco niżej i rozblendowana od dołu (tak! dolną powiekę też należy rozetrzeć od dołu tak jak robimy to z górną tyle, że do góry 😉 ) piękniej się będzie prezentować,

♥ szach i mat – zdecydowanie bardziej elegancko wygląda makijaż w rozblendowanych matach tworzące piękne przejścia kolorystyczne,

♥ pędzel ma znaczenie – na pędzlu do rozcierania nie warto oszczędzać, tylko te z naturalnego włosia perfekcyjnie rozcierają, syntetyki się nie sprawdzają to makijażu oka, warto mieć nawet tylko jeden a dobry (w chwili obecnej mój ulubiony to GlamBrush O108).

Propozycja takiego rozblendowanego makijażu?! Może się wydawać, że są tu użyte dosłownie dwa kolory, a jest ich tu znacznie więcej (uwierzcie, że jest  ich tu aż 9 😀 ) – reszta to odcienie transferowe, tacy niewidoczni pomocnicy.

Zaczynam od neutralnego brązu (cień z palety HUDA BEAUTY Mauve Obsessions) w załamaniu powieki. Następnie mocnym bordo (cień z palety HUDA BEAUTY Mauve Obsessions) blenduje załamanie powieki i zewnętrzny kącik wyciągając cień coraz to wyżej. Kolejno rozcieram górną granicę bordo lekką brzoskwinią (cień MT070 z palety ZOEVA Matte Spectrum) na zmianę sięgając po cielisty mat (cień MT020 z palety ZOEVA Matte Spectrum). Wzmacniam głębie bordo dodając winnego brązu (cień z palety HUDA BEAUTY Mauve Obsessions) prowadząc go praktycznie w tym samym miejscu. Na dolną powiekę nakładam turkus (cień MT130 z palety ZOEVA Matte Spectrum), który rozcieram od dołu przybrudzonym błękitem (cień MT120 z palety ZOEVA Matte Spectrum), a kolejno dodatkowo neutralnym brązem (cień z palety HUDA BEAUTY Mauve Obsessions). Pozostałą pustą przestrzeń ruchomej powieki pokrywam półtransparentnym różem (cień z palety HUDA BEAUTY Mauve Obsessions), a wewnętrzny kącik rozświetlam neutralnym rozświetlaczem (I heart makeup goddess of faith).

Są tu fanki rozdymionego oczka? 😉

POZDRAWIAM

2 komentarze

  1. DOMI :

    Widać moc blendowania:-)

    1. MoNuSiA :

      To już stare dzieje 😉 teraz wyblendowałabym to zupełnie inaczej…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *