Zakupy zachciankowe

Witajcie :o)

Po całym tygodniu dość ciężkiej pracy (sama na pracowni) nic tak nie odpręża i nie cieszy kobiety jak zakupy! Do tego dodam, że zachciankowe zakupy – bo ja chcę! ;oP

Pierwsza była drogeria Natura, a to dlatego, że w najnowszej gazetce promocyjnej (KLIK) jest bardzo fajna zniżka na cienie Kobo – wykłady z 13,99 zł spadły na 8,99 zł, a cienie w opakowaniach z 17,99 zł na 10,99 zł. Super okazja, żeby wreszcie przetestować już dość sławne cienie Kobo. Jednak cena 14 zł za wkład skutecznie mnie odstraszała, ale 9 zł to już inna bajka…
 
Przeglądnęłam całą paletę Kobo i wybrałam 5 kolorów, których nie mam w swojej kolekcji cieni (to możliwe?!):

Od lewej: 120 Steel Blue, 211 Lavender Blush, 205 Golden Rose, 213 Green Pistachio, 214 Forest Green
Kobo Mono 120 Steel Blue – najbardziej oryginalny i ciekawy kolor z całej kolekcji Kobo, od razu wpadł mi w oko jako pierwszy, cudowne połączenie stalowej szarości z przybrudzonym granatem, a to wszystko zamknięte w cieniu o satynowym wykończeniu z lekkimi drobinkami.
Kobo Fashion 211 Lavender Blush – bardzo fajne połączenie lekkiego fioletu z niebieskim, bardzo świeży i lekki kolor metaliczny

Kobo Fashion 205 Golden Rose – czyli jak sama nazwa wskazuje złoty róż, niby róż a świeci się na złoto, chyba jeden z najbardziej popularnych na blogach odcieni, ja już widzę oczami wyobraźni makijaż na lato pełny słońca i blasku tym cieniem (kto chce taki makijaż zobaczyć?)
Kobo Fashion 213 Green Pistachio – takiej mocnej, perłowej zieleni brakowało w mojej kolekcji, uwielbiam wszelkiego rodzaju zielenie, a ta jest wyjątkowa
Kobo Fashion 214 Forest Green – czy ja mogłabym przejść obojętnie obok tak głębokiej, butelkowej, ciemniej zieleni, już widzę to Smokey Eyes…. aaaaajjjjj….. :o)

Po wypróbowaniu Fluidu Matującego z Pharmaceris (Pisałam o nim tutaj) cały czerwiec biłam się z myślami – kupić czy nie kupić oto jest pytanie. Mam jeszcze na stanie 2 – 3 podkłady do wykończenia, ale ten bije je na głowę. Wychodząc z drogerii Natura nie wytrzymałam, weszłam do pierwszej lepszej Apteki i drapnęłam go za 37,50 zł (taniej nie da się go nawet znaleźć na Allegro). 
Z Apteki udałam się w kierunku szczecińskiej Drogerii Maczek w celu zmacania i kupienia sławnej już na wszystkich blogach pomadki-błyszczyka z Celi z serii Nude. Cena 9,99 zł na sztukę to całkiem fajna cena. Jest 6 odcieni, ja na początek wybrałam dla siebie 3:
Od lewej: Celia Nude Pomadka-Błyszczyk nr 602, 605, 606.
Opis producenta: Łączy najlepsze zalety pomadki i błyszczyka. Nadaje ustom półtransparentny efekt i subtelny kolor. Posiada właściwości nawilżające i apetyczny winogronowy zapach.
Nie lubię zbyt mocno podkreślać ust, lubię kolory nude, ale nie w wydaniu korektora na ustach. I coś mi mówi, że właśnie te pomadki będą idealnym rozwiązaniem dla mnie. Kolorystyka perfekcyjnie wpisuje się w trendy na wiosnę lato 2012. 
Odcień 602 to pudrowy, zgaszony róż, 605 to fajny beżyk, a 606 to brzoskwinka. Chyba jeszcze wrócę się po 601 czyli jasny róż i po 603 czyli fuksje. Jedyne co mi nie przypadło do gustu to 604 – taki czekoladowy brąz. :o/
Macałam także odcienie ze zwykłej kolekcji Pomadek-Błyszczyków, ale tam te mają w sobie mnóstwo tandetnego brokatu. Niiieeee…. :o/

Oprócz pomadek z Celii drapnęłam jeszcze kremowy, biały lakier, bo okazało się, że ten, który miałam w swojej kolekcji umarł śmiercią naturalną. Pani w drogerii poleciła W7 w kolorze Earthquake White za 14,99 zł. Kupiłam już sondę do kropeczek więc będzie zabawa! 😀


I jeszcze tylko przed smak tego co upolowałam na Allegro za bezcen… za to właśnie kocham aukcje!


Enjoy!!! ;o)