Kosmetyczne HITY i KITY Wrzesień 2012

Witajcie :o)

Wrzesień był kolejnym miesiącem oszczędzania więc mania zużywania trwa. Jest tylko parę produktów z GlossyBoxów oczywiście oraz starzy znajomi, który odkryłam na nowo. 

Zaczynamy od HITÓW:



Yoskine Mikrodermabrazja Szafirowy Peeling Przeciwzmarszczkowy Cera normalna i mieszana (75 ml/ok. 30-40 zł)


Ccccuuuudddoooowwwnnnyyyy!!! peeling. To kosmetyk na szóstkę. W sumie nie ma wad (chyba, że cena mogłaby być odrobinkę niższa). Kosmetyk ze sproszkowanym Szafirem, który posiada rewelacyjne właściwości polerowania skóry poprzez powierzchniowe ścieranie martwych komórek naskórka. Dzięki temu znakomicie oczyszcza i zmniejsza rozszerzone pory, a także widocznie wygładza strukturę naskórka. Zawiera Duo-Kwas hialuronowy HMW+LMW, który wygładza zmarszczki, ujędrnia skórę i intensywnie nawilża. Sebumatrix redukuje wydzielanie serum i zwęża pory, a lipidy zbożowe zabezpieczają skórę przed wysuszaniem, ściąganiem i szorstkością. Idealnie nadaje się do mikrodermabrazji skóry. Pobudza samo regenerację komórek, co sprawia, że skóra zyskuje zdrowy koloryt i świeży, młodzieńczy wygląd. Większość peelignów to baza, w której zatopione są drobinki peelingujące. Tutaj cały peeling to drobinki, które są mniejsze od ziarnka piasku. Tak dokładnie wypeelingowanej twarzy jeszcze nie miałam! Naskórek jest złuszczony, ale nie podrażniony. Po zmyciu nie ma uczucia dyskomfortu ściągnięcia czy pieczenia. Bardzo wydajny produkt także tubka 75 ml wystarczy na dobre kilka miesięcy ponieważ trzeba go stosować raz w tygodniu. Efekty naprawdę utrzymują się przez cały tydzień. Cera jest promienna, pełna blasku i młodzieńczego wigoru. 

Yves Rocher Cure Solutions Anti-Fatigue, Kuracja usuwająca oznaki zmęczenia Krem rewitalizujący 24H (50 ml/115 zł)

Swoją próbkę 15 ml dostałam kiedyś jako gratis do zamówienia. Jak ją zobaczyłam i przeczytałam do czego jest, podeszłam do tego kremu bardzo sceptycznie i odłożyłam na półkę. BŁĄD!!! To nie jest zwykły krem. TO KURACJA!!! To cudo coś w sobie ma. A mianowicie zawiera wyciąg z liści winorośli czerwonej, bogatych w polifenole. Roślina korzystnie wpływa na system naczyniowy, wzmacnia ścianki naczynek krwionośnych, poprawia mikro-krążenie skórne. Wskazania do stosowania tego kremu to  skóra zmęczona, w okresie stresu, przy zamianach pór roku, zmianach rytmu życia; blada, poszarzała cera, bez wigoru. Producent obiecuję, że w ciągu miesiąca: łagodzi rysy twarzy, rewitalizuje  skórę, wygładza zmarszczki. Powiem Wam, że moja skóra tego wszystkiego doświadczyła. Po każdym użyciu skóra twarzy miała więcej blasku, zdrowego kolorytu, młodzieńczego wigoru, delikatności… jest jakaś magia w tej kuracji! To ma być kuracja miesięczna więc zastanawiam się dlaczego Yves Rocher zdecydowało się na tak wielką pojemność 50 ml. Moja próbka 15 ml wystarczyła mi dokładnie na miesiąc. Więc jeśli będziecie mieć propozycję gratisu do zamówienia to wybierzcie sobie ten krem. Ma bardzo ciekawą konsystencję – jest bardzo twardy, zbity, zachowuję się na twarzy jak ciężka maść. Myślałam, że przez to będzie przetłuszczać twarz, ale wręcz było odwrotnie. Wchłania się w kilka sekund pozostawiając skórę nawilżoną, ale nie tłustą, świecącą, daje taki efekt „matowienia” skóry, bardzo dziwne odczucie. Dość tempo się rozsmarowuje więc warto przed użyciem spryskać twarz wodą termalną albo tonikiem. Nie wierzyłam w coś takiego aż do tego kremu. Efekty są…. naprawdę!

e.l.f. Contouring Blush & Bronzing Powder (szt./ok. 20 zł na allegro)

Swojej sztuki akurat nie kupiłam, a posiadam z wymianki (jeszcze dawno dawno temu). We wrześniu coś mnie naszło na konturowanie twarzy. Każdy makijaż okraszałam bronzerem. Moja twarz jest wyjątkowo okrągła więc aby nadać jej lepszego, smuklejszego kształtu powinnam używać bronzera. W makijażu wieczorowym czy np w telewizji nie razi wyraźna linia pod kością policzkową, ale w dziennym looku potrzeba czegoś bardziej subtelniejszego. I chwała za to bronzerowi z e.l.f., że można go stopniować. Jeśli chce lekko zaznaczyć kości policzkowe nakładam nie wielką ilość i dobrze rozcieram dużym pędzlem. Jeśli chce uzyskać mocne wykonturowanie nakładam większą ilość i tylko odrobinę rozcieram. Daje naprawdę fajny, „naturalny” efekt. Pomimo, że posiada w sobie złote drobinki to i tak nie widać ich na twarzy. Daje satynowe wykończenie z lekkim błyskiem. Kolor nie jest idealne naturalny, ma w sobie odrobinę pomarańczowych tonów, ale na mojej lekko żółtej cerze się sprawdza taki odcień. Bronzer z tego duo jest na TAK, ale niestety róż/rozświetlacz to bubel. Na róż ma za małą pigmentację, a jako rozświetlacz się nie sprawdza, bo nie tworzy przyjemnej „tafii wody” na kości policzkowej. Może to nie jest idealne duo do konturowania, ale warte swojej ceny ze względu na bronzer. 
Moje ulubione trio do układania włosów:


Taft Looks Designer Look Modelling Spray Gel czyli żel w sprayu (200 ml/ok. 10 zł)

Sam w sobie jest słabym żelem i nie daje się do układania fryzury, ale znalazłam dla niego inne, lepsze zastosowanie. Przy układaniu fryzur mocno stylizowanych tj. irokez włosy nie mogą być sypkie i puszyste. Oczywiście takie są po dokładnym umyciu szamponem. Żeby się tego pozbyć mokre włosy spryskuję właśnie żelem Taft i suszę. Dzięki temu nadaję włosom tekstury i same zaczynają się układać już pod czas suszenia. Ale ten żel nie będzie tylko pomocnych dla osób, które mocno stylizują swoje fryzury. Jeśli macie problem z odstającymi kosmykami włosów lub chcecie wygładzić włosy ten żel świetnie to robi. Nie skleja włosów, bardzo łatwy w rozczesaniu i bardzo przyjemna aplikacja dzięki atomizerowi, nie trzeba bawić się w brudzenie rąk.

Taft Looks Stand Up Look Żel Extreme (150 ml/15 zł)

Po wysuszeniu włosów czas na ich ułożenie. Aby nadać kształtu fryzurze używam albo pasty/wosku albo właśnie żelu. Żel z Taft świetnie się do tego nadaje. Ten Stand Up ma moc 5 w skali na 7. Nie pozostawia resztek na włosach. Bez sklejania włosów. Łatwy do usunięcia. 

Joico Joimist Firm Finishing Spray Lakier do włosów (300 ml/15 zł na allegro)

Kupiłam go przypadkowo. Zamawiając parę rzeczy od jednego sprzedawcy w jego aukcjach ujrzałam ten lakier. Skuszona dobrą ceną i dobrymi opiniami w necie dorzuciłam do koszyka. Nie żałuję. To jest NAJMOCNIEJSZY lakier jaki kiedykolwiek miałam. Postawi i utrwali naprawdę wszystko. Ma poziom utrwalenia 4 z 5, więc nie chce wiedzieć jaka musi być 5 jak ten jest ekstremalnie mocny. Mimo, że jest tak mocny da się z nim pracować. Ja osobiście układam i nadaje ostatecznego kształtu fryzurze właśnie lakierem do włosów. Dlatego też lakier musi mieć pewne specyficzne właściwości. Musi być odpowiednio lepki, aby układać włosy, ale nie zbyt klejący, aby nie skleić włosów w stronki. Nie zasychać zbyt szybko na włosach, żebym mogła zdążyć je ułożyć zanim lakier zastygnie. Mieć mokrą strukturę (broń może suchą), bo takim lakierem włosy układa się jak żelem, jest to bardzo wygodne. Właśnie takie właściwości posiada lakier Joico. Jednym jego minusem jest zapach – okropnie śmierdzi (a potrafię dużo wytrzymać). 

Niestety były też dwa duże rozczarowania tego miesiąca:


Clinique All About Eyes Krem pod oczy (15ml/165 zł)

Byłam bardzo podekscytowana jak zobaczyłam 5 ml próbkę w GlossyBoxie. Wypróbować tak drogi i ekskluzywny kosmetyk to rarytas. Niestety ten krem to moje największe ROZCZAROWANIE miesiąca. Mam bardzo mieszane odczucia. Walczyłam z tym kremem cały miesiąc, naprawdę chciałam dać mu szansę, ale niestety nic z tego. Zużyłam pół opakowania i na tym koniec! Krem ma konsystencję kremu/żelu bardzo lekkiego, ale po rozprowadzeniu na skórze czuję się taką jak by „silikonową” powłokę co niby ma sprawiać, że makijaż oczu dłużej się utrzymuje. Pozornie wydaje się, że skóra pod oczami i na powiekach jest nawilżona, ale to złudne wrażenie. Ale nie to jest najgorsze. Bardzo podrażnił mi oczy. Nie mam wrażliwych oczu a dzięki Clinique już mam. Niestety teraz jeszcze przez kilka tygodniu będę „leczyć się” z tego kremu. Pieczenie i mgła na oczach była niedoniesienia. Wycofałam go ze swojej pielęgnacji i okazało się, że to on był winowajcom moich problemów z oczami. Pokusiłabym się o stwierdzenie, że jest to niebezpieczny kosmetyk. Uważałabym na niego…
Schwarzkopf Professional Szampon BC Oil Miracle (200 ml/55 zł)

Chyba nie mam ostatnio szczęścia do szamponów. Ten z Schwarzkopf nie jest wyjątkiem. Jest to luksusowy szampon na bazie cennego olejku arganowego – Berberys Gold stworzony w oparciu o przełomową technologię mikro-emulsyjną. Emulsja umożliwia wprowadzenie do wewnętrznych warstw włosa dużej ilości dobroczynnego olejku podczas mycia szamponem. Sprawia, że na zewnętrznej warstwie włosa pozostaje jedynie niezbędna ilość olejku, co gwarantuje spektakularny efekt pielęgnacyjny bez obciążania. Lepsze odżywienie gwarantuje również luksusowa, krystaliczna konsystencja szamponu. Wszystko to brzmi bardzo górnolotnie, ale szampon nie spełnia podstawowego zadania – mycie włosów. Kiepsko się pieni, trzeba umyć włosy przynajmniej 2-3 razy żeby mieć pewność, że włosy są czyste. Szamponu trzeba użyć dość sporo przez co nie jest wydajny. Mam krótkie włosy, a tego szamponu zużyłam tyle jak bym miała je bardzo długie. W swojej konsystencji jest bardzo toporny, ciężki do rozprowadzenia i rozpuszczenia w wodzie. Może dlatego, że zawiera olejek. Dla mnie osobiście jest na NIE! Może dla osób, które mają mało do zmycia z włosów albo mają duże problemy z włosami się sprawdzi. Do zmywania lakieru i żelu z włosów to totalny bubel. Może lepiej sprawdzi się jak potraktuje się go jako odżywkę do włosów?!

I tak właśnie zleciał mi kosmetycznie wrzesień. A jak tam u Was było?!

22 komentarze

  1. Nie znam żądnego z tych kosmetyków.

    1. ja też nie;/

    2. No to teraz możecie poznać. Poczytajcie sobie, pooglądajcie i może coś przypadnie Wam do gustu.

  2. ciekawi mnie ten szampon z olejkiem arganowym, słyszałam, że z tej serii jest też maska i chyba odzywka, kusi oj kusi !!

    1. Tak jak napisałam, dla mnie to bubel, ale jeśli nosisz naturalną fryzurę i musisz tylko zmywać „brud życia codziennego” z włosów to może Ci wystarczyć.

  3. Używałam tego Clinique all about eyes w tamtym roku i w sumie średnio go wspominam, fajnie nawilżał skórę pod oczami ale nic specjalnego więcej nie robił :3 mam swój tańszy i o wiele bardziej skuteczny ideał 🙂

    1. Dokładnie tak. W takiej cenie spodziewałam się zabójczych efektów, a tu…. nic! Zwykły żel ze świetlika za 5 zł jest o niebo lepszy. A jaki jest ten Twój ideał?!

    2. Ja używam na zmianę z Balei serum z kwasem hialuronowym (fakt, mam 22 lata ale mam obsesję na punkcie skóry wokół oczu, zwłaszcza że używam dość ciężkich korektorów :P) oraz z LRP Hydraphase żel intensywnie nawilżający pod oczy. Jednak ten drugi dość ciężko jest mi znaleźć tutaj w niemczech :/

    3. Mówisz o tej Balei dla sieci DM? Właśnie mam zamiar wybrać się kiedyś na zakupy do Niemiec. Będę miała w pamięci to serum.

  4. Żadnego z tych kosmetyków nie miałam

    1. Niektóre są warte swojej ceny więc można bez wahania spróbować.

  5. Mam też ten krem pod oczy z Clinique – mnie nie podrażnił, ale rzeczywiście za wiele to nim nie zdziałamy 🙂 Na pewno nie jest wart swojej ceny.

    1. Jeśli przez miesiąc nie zauważyłam żadnych efektów to jednak nie działa. Jeśli wydałabym na niego 165 zł to byłabym wściekła.

  6. kusi mnie ten peeling…

    1. Wart jest swojej ceny. 30 zł to nie aż taka porażająca cena, a biorąc pod uwagę, że będziesz go stosować tylko 4 razy w miesiącu jest wydajnym kosmetykiem. Warto!

  7. peeling szafirowy jest super, tez go mam 🙂

  8. Witam
    Uważałabym na Clinique! Zły skład, może podrażniać a do tego i główny powód – testowany na zwierzętach.
    Pozdrawiam

    1. I właśnie dlatego znalazł się w KITACH miesiąca jak nie zauważyłaś. Teraz już wiem, że do zły krem.

  9. Żadnej z tych rzeczy nie miałam i na szczęście nie kuszą mnie 🙂

    1. Czyżby też brak kasy?!

  10. Anonymous :

    Super, że piszesz o tym kremie pod oczy Clinique. Wzięłam tę próbkę na kilka dni do Hiszpanii, wydawał mi się doskonały na podróż. Gdy wróciłam skórę pod oczami miałam bardzo suchą, na górnych powiekach pojawiły się suche plamki, pod oczami zaś piekące krostki. Nie wiedziałam, co się dzieje, myślałam, że może zmiana klimatu, inne środowisko, zmęczenie, miały wpływ na to podrażnienie. Miałam pewne podejrzenia, co do tego kremu, ale Twój post upewnił mnie, że to ten krem. Staram się nie używać kosmetyków z tak mocnym składem i jeszcze testowanych na zwierzętach. Mam nauczkę.Dzięki. Pozdrawiam gorąco.

    1. Ja nie mam bzika na punkcie sprawdzania składów kosmetyków, dla mnie liczy się działanie. Szkoda tylko, że akurat w przypadku tego kremu musiałam przekonać się o jego złym działaniu. Dziwi mnie, że tak szanująca się i ekskluzywna marka pozwala sobie na produktownie takiego kosmetyku i sprzedawać go w kosmicznej cenie. Cieszę się bardzo, że moja notka Ci pomogła. To mnie utwierdza w przekonaniu, że warto pisać i prowadzić nadal bloga. Życzę Twoim i moim oczom szybkiego powrotu do normy 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *